|
Na szczęście to nie ja ... jeszcze ;p |
Ostatnimi czasy, gdy wybieram się na sesję fotograficzną, bagażnik mojego auta ledwo się domyka. Zawsze znajdzie się jeszcze coś, co tuż przed wyjazdem okazuje się absolutnie niezbędne. Dziś było podobnie. Moim zadaniem było wykonanie jednego prostego ujęcia, a jakoś tak się poskładało, że zabrałem z sobą komplet czterech lamp błyskowych, trzy statywy oświetleniowe, akumulatory, gigantycznego (i bardzo nieporęcznego do pracy poza studiem) 70cm beauty disha, softboxy, snooty itp. Nooooo przecież wszystko może się przydać. Dołóżmy do tego aparaty fotograficzne + obiektywy i trzeba zacząć myśleć o etacie dla tragarza:)
|
Backstage z planu zdjęciowego. Asysta: Jakub Basek. Modelka: Olivka |
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że po skończonej sesji i schowaniu całego sprzętu wykonałem jeszcze jedno, OSTATNIE zdjęcie. Światło zastane, pełna swoboda ... Jak się okazało, ten strzał był najlepszy i został wybrany do publikacji:)
Niech żyje zasada ... mniej sprzętu, więcej talentu:)
A jak jest w Waszym przypadku? Miewacie podobne rozterki?
tutaj się sprawdza jednak zasada taka jak z kupowaniem piwa na imprezę - lepiej wziąć więcej niż mniej. bo z reguły większa jest irytacja, że czegoś nie zabraliśmy a jest potrzebne, niż że zabraliśmy a nie jest potrzebne.
OdpowiedzUsuń:) bardzo samokrytycznie napisałeś. Co do mnie: unikam przeciążeń: z góry staram się ocenić, co będzie potrzebne. Nawet, jeśli w sesji część ujęć z góry będzie improwizowanych.
OdpowiedzUsuńja mam tak, że jak zabiorę w plener za dużo sprzętu, to zaczynam potem doceniać aparaty bez wymiennej optyki
OdpowiedzUsuńNo właśnie, właśnie ... wszystko jest okay dopóki zdjęcia robi się w studio ... gdy trzeba z niego wyjść (ja akurat jestem wybitnie "plenerowy") to wtedy zaczynają się dylematy ... co, jak i po co ... ;]
OdpowiedzUsuń