Wiedziałem, że będzie to ostatnie zdjęcie, które zrobię w tym miejscu. Ten ciekawy budynek miał zostać w najbliższych dniach rozebrany. Miałem z związku z nim troszkę planów, kilka niezrealizowanych pomysłów i sporo sentymentu, bo od ostatnich trzech lat mijałem go prawie codziennie jeżdżąc samochodem do pracy. Zawsze wtedy myślałem: Tak ... trzeba tutaj COŚ zrobić. To COŚ miało jednak być już tylko dokumentalnym portretem umierającego stalowo-betonowego potwora.
W majowy poranek spakowałem więc skrzętnie torbę fotograficzną. Do wykonania ostatniego zdjęcia z życia budynku-niewiadomoco został nominowany Rolleiflex 2.8F. Tak, to jest godny sprzęt - pomyślałem. Jakość będzie świetna, a próba sfotografowania momentalnej budowli z czasów industrializacji Śląska obiektywem o ogniskowej zbliżonej do standardowej wymusi na mnie niestandardowe podejście do tematu. Nie chciałem po prostu szerokiego kadru obejmującego wszystko, który mógłbym "strzelić" każdą lustrzanką z szerokim szkłem.
Rolleiflex 2.8F z ob. Carl Zeiss Planar 80/2.8
Gdy przyjechałem na miejsce światło było już średnie. Słońce wysoko, spore kontrasty. Co robić ... trudno ... będzie jak będzie. Obszedłem budynek kilkukrotnie, pooglądałem to i tamto. Wyciągnąłem sprzęt, pomierzyłem światło. W aparacie Ilford HP5+, a na Planarze 80/2.8 filtr czerwony Rolleirot.
PSTRYK...
Bytom Bobrek i bohater odcinka piątego:) Rolleiflex 2.8F, Carl Zeiss Planar 80/2.8@5.6, Ilforf HP5PLUS, ID11 1+0, Epson V750PRO
Aparat wrzuciłem do torby. Tego dnia zrobiłem jeszcze 2 zdjęcia w centrum Bytomia. O filmie zapomniałem. Przypomniałem sobie o tym mini-projekcie, gdy któregoś dnia "mojego" budynku już nie było. Pozostało po nim potężne gruzowisko, jakieś dwa tygodnie zabawy dla okolicznych dzieciaków i może kilka skrzynek wódki dla przedsiębiorczych złomiarzy. Po pewnym czasie znalazłem opisany negatyw i postanowiłem go wywołać. Akurat spotkałem się ze znajomym i zrobiliśmy ciemniową odróbkę zaległości.
Ku*** M***ć! To były pierwsze słowa, które wylały się z moich ust zaraz po wylaniu z koreksu ostatniej kropli wody. Potok kolejnych niecenzuralnych zdań znajomego nadał całej sytuacji odpowiedniej powagi. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i wszystko było jasne. Jak się okazało, negatyw był dość dziwnie wywołany. Charakterystyczny marmurek wyglądał okropnie. Przyczyna: za mało chemii, która pieniła się w środku. Obfite mieszanie na szczęście zapobiegło podzieleniu obrazu wyraźną kreską wzdłuż miejsca zanurzenia kliszy. Jak doszło do tak dziwnie podstawowego błędu? Nie mam pojęcia ... czynność powtarzana przecież setki razy ... najwyraźniej rutyna zgubi każdego.
Suma summarum NIE JEST ŹLE. Dobra ... dobrze też nie ... ALE ... Negatyw zeskanowałem, udało się go też dość ładnie skopiować pod powiększalnikiem. Eeee tam ... zdjęcie jest charakterystyczne ... lubię je, mimo technicznej ułomności... taki przykład niezamierzonego efektu, zamierzonego działania.I co ... budynek jest, a powtórzyć się już i tak nie da:)
Poniżej dwa inne zdjęcia z felernego negatywu: